Tokio Hotel

Gość

Pojawiają się co kilka lat niczym kometa Halleya. Świecą krótko, ale intensywnie. Za każdym razem są jaśniejsze i głośniejsze. Bardziej niebezpieczne.

Po latach spokoju jeden z nich zaatakował z pełną siłą. Bezpardonowy jak żaden poprzedni. Perfidny i zdeterminowany, aby osiągnąć sukces.

Tokio Hotel to nie luksusowy wieżowiec z pokojami po tysiąc dolarów za dobę. To niemiecki zespół "rockowy" dla nastolatków (a raczej nastolatek). Duchowy spadkobierca tradycji sezonowych fenomenów pokroju New Kids On The Block czy (w polskiej skali) LO27. Podobny do setek innych sztuczny twór, który nie wiedzieć czemu, szybko zyskuje niewyobrażalną popularność.

Przyzwyczajcie się, że przez kilka miesięcy Tokio Hotel będzie waszym najstraszniejszym koszmarem. Zaatakuje z telewizorów, gazet, internetu. Przyjmijcie z pokorą rządy czterech wystylizowanych 16-latków zza zachodniej granicy. Tak, są ładniejsi niż poprzednicy. Tak, jeden z nich maluje sobie oczy. Tak, drugi ma dredy i kolczyk w ustach. Są irytujący do granic możliwości, a polskie nastolatki już chcą być takie jak oni.

I kiedy naprawdę nie będziecie mieli siły ich znosić, kiedy widok ich anielskich twarzy będzie sprawiał wam fizyczny ból, przypomnijcie sobie, że tacy jak oni zawsze przemijają. Pozostawiają po sobie kilka piosenek, teledysków i stron [link widoczny dla zalogowanych] I tyle.

Pewnie w 2030 roku ktoś odnajdzie ich nagrania, które zrobią furorę na imprezach z kiczowatą retro muzyką z początku wieku. Tak jak dziś Sabrina i Dr. Alban. Ale wtedy nie będziemy się już martwić Tokio Hotel. Będą inni.